Dzisiejsze święto patrona Polski świętego Andrzeja Boboli, prezbitera i męczennika to dobra okazja aby poznać jego dzieje, które na samym początku mają swoje źródło w naszej Archidiecezji. Ponieważ Andrzej urodził się 30 listopada 1591 r. w Strachocinie koło Sanoka. Pochodził on ze szlacheckiej rodziny, bardzo przywiązanej do religii katolickiej. Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką Andrzej pobierał w jednej ze szkół jezuickich.
W wieku 20 lat, a dokładnie 31 lipca 1611 r., wstąpił do jezuitów w Wilnie. Po dwóch latach nowicjatu złożył w 1613 r. śluby proste. W latach 1613-1616 studiował filozofię na Akademii Wileńskiej, kończąc studia z wynikiem dobrym. Święcenia kapłańskie przyjął 12 marca 1622 r. W larach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. W latach 1624-1630 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadził konferencje z Pisma świętego i dogmatyki a także został mianowany rektorem kościoła w Wilnie. W latach 1630-1633 był przełożonym nowo założonego domu zakonnego w Bobrujsku. W roku 1636 był kaznodzieją w warszawie. W roku 1637 pracował w Połocku jako kaznodzieja i dyrektor studiów młodzieży. Od roku 1652 oddawał się pracy misyjnej nad ludem w okolicach Pińska.
Z relacji innych osób wynika, że Andrzej był skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu i niecierpliwy. Jednak pozostawione świadectwa na piśmie podkreślają, że Andrzej pracował na sobą. Wytrwałą pracą nad sobą doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym.
Opis męczeńskiej śmierci św. Andrzeja pokazuje nam, że zdarto z niego suknię kapłańską i na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano do słupa i zaczęto bić. Kiedy bicie i namowy nie złamały kapłana, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli na jego głowę tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęli go policzkować, aż wybito mu zęby, ponadto wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki. Potem przywiązali go do siodeł więc Andrzej musiał biec za końmi. Zawleczono go do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać ogniem. Nie miejscu tortury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, a rany posypywano sieczką. Ponadto odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono go twarzą w dół. Uderzeniem szabli w głowę dowódca zakończył nieludzkie męczarnie Andrzeja Boboli dnia 16 maja 1657 roku.
Kanonizacja bł. Andrzeja odbyła się w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, 17 kwietnia 1938 roku a dokonał jej Pius XI. Warto dodać, że z okazji 300-letniej rocznicy śmierci św. Andrzeja papież Pius XII wydał osobną encyklikę, wychwalając wielkiego Męczennika. W kwietniu 2002 r. na prośbę Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, św. Andrzej został drugorzędnym patronem Polski. Od tej pory obchód ku jego czci podniesiony został w naszym kraju do rangi święta. Święty Andrzej jest ponadto patronem metropolii warszawskiej, archidiecezji białostockiej i warmińskiej, oraz diecezji drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Jest też czczony jako patron kolejarzy.