Dla większości z nas był to kolejny zwykły dzień. Dzień pracy, dzień porządków i przygotowań do zbliżających się wielkimi krokami świąt. Poza tym dzień niemal niczym nie różniący się od pozostałych. Zaś dla pewnej grupy młodych ludzi był to dzień niezwykły. Dzień w którym pomimo natłoku domowych obowiązków nie odejmując pomocy przy udekorowaniu świątecznie naszego kościoła, ci młodzi ludzie znaleźli czas dla siebie nawzajem. Czas, który spędzili razem na przedwczesnym świętowaniu Narodzin Chrystusa. Tygodnie przygotowań, które trzeba było połączyć ze szkołą gdzie również nastał niełatwy okres decydujących chwil. Jednak nie zatracili oni hartu ducha i pomimo natłoku obowiązków sumiennie przygotowali się do wspólnego spotkania i sobotniego wieczoru podczas Oazowej Wigilii wspólnie dzielili się ze sobą radością związaną z Bożym Narodzeniem.
Dzień ten nasza wspaniała grupa zaczęła od pomocy Kręgom Rodzin z Ruchu Domowego Kościoła przy udekorowaniu kościoła na święta Bożego Narodzenia. Jak się okazało nie była to tylko praca, ale przede wszystkim radość z kolejnego wspólnego spotkania, a pomoc, którą przy okazji nieśliśmy napawała nas satysfakcją. Lubimy bowiem być potrzebni i nieść pomoc tym, którzy tego potrzebują. Wymiany odmiennych poglądów na temat dekoracji, liczne potłuczone bombki, wbite w palce drzazgi, a podsumowując dwoma słowami, ciężka praca nie sprawiły wcale, że ktokolwiek z nas opuszczał kościół zmęczony i z brakiem chęci do życia. Wręcz przeciwnie, wszyscy z uśmiechem na twarzy opuszczali świątynię z ogromnym zapałem do dalszej pracy. Pomoc przy szopce to bowiem nie wszystko co nas czekało. Do wspólnej wigilijnej wieczerzy również trzeba było przygotować co nieco więc na choinkach nie poprzestaliśmy i każdy z nas dzielnie w domu próbował swoich kulinarnych zdolności. Czas więc przy pracy biegł nieubłaganie i nim się obejrzeliśmy nasza praca została wykonana, a czas wspólnego spotkania nadszedł.
Wszyscy spotkaliśmy się na Mszy św. gdzie atrakcji również nie zabrakło. Jak to zwykle bywa na roratach, co już stało się tradycją, dzieci wrzucają do koszyczka przed ołtarzem swoje wycinane z bloków rysunkowych serduszka na których wypisują swe dobre uczynki licząc, że kapłan wylosuje właśnie jego i figurka Matki Boskiej trafi właśnie do niego. Tym razem figurka wpadła w ręce naszej najstarszej z koleżanek, która jak to zarzekała się już przed ołtarzem, nie wrzucała swojego serduszka do koszyczka. No i może ksiądz proboszcz wypowiadając swoje słowa miał pełną rację, że to Matka Boska wybrała naszą koleżankę? Wcale nie musieli zrobić tego jej starsi koledzy z Liturgicznej Służby Ołtarza, którzy trochę posmutnieli widząc jak niewiele w tym roku dzieci jest chętnych do odebrania pięknej figurki. Tak czy owak cel został osiągnięty, gdyż atmosfera była wspaniała i wesołego akcentu również nie zabrakło.
Następnie wszyscy udaliśmy się na plebanię, gdzie zasiedliśmy do wspólnej wieczerzy. Na naszej Wigilii oczywiście gościł nasz opiekun-wujo ks. Paweł, a także ks. Proboszcz. Gdy wszyscy już się zebraliśmy, a stoły zostały odpowiednio nakryte został odczytany fragment z Ewangelii wg św. Łukasza mówiący o Narodzeniu Mesjasza, a następnie całą salką wypełnił gwar wypowiadanych wkoło życzeń. Nie zabrakło przy tym wzruszenia, a wszędzie wokół dało się wyczuć niemalże rodzinną atmosferę. Później nadszedł oczywiście czas wypróbowania naszych potraw co dla niektórych było nie lada gratką, a dla innych obawą przed opinią pozostałych. Zakończyło się jednak na tym, że każdy odchodził od stołu najedzony i zadowolony, a negatywne opinie nie wystąpiły. Tradycja także została dochowana bowiem po wieczerzy zabraliśmy się za śpiewanie kolęd. Jednym wychodziło to lepiej innym gorzej, ale najważniejsze było to, że każdy czerpał z tego ogromną satysfakcję, a tradycja nie zanikła. Czas leciał i leciał, a my nie nudziliśmy się sobą ciesząc się każdą chwilą spędzoną wspólnie.
To był niewątpliwie bardzo ważny dla nas wszystkich dzień. Wszyscy bowiem mogliśmy po długim czasie i żmudnej pracy wspólnie usiąść i porozmawiać, spędzić ze sobą czas inaczej niż zwykle bowiem w świątecznej atmosferze. Po wieczerzy i powigilijnych porządkach wszyscy udawaliśmy się do domów nie tylko z nutką radości z powodu zbliżających się świąt i spędzonego wspólnie czasu, ale w każdym z nas poza towarzyszącym od początku dnia zmęczeniem dało się wyczuć odrobinę smutku. Czas świąt to również czas przerwy w oazowych zbiórkach, a także czas licznych wyjazdów, które nie sprzyjają wspólnym spotkaniom. Mówią, że święta to przede wszystkim czas, który spędzamy wspólnie z rodziną. Dzielimy się w niej wiarą, nadzieją i miłością. Tylko warto sobie jednak zadać pytanie czy pojęcie „rodzina” powinniśmy ograniczać tylko do terminu biologicznego? Tak naprawdę wszyscy możemy być dla siebie jedną wielką rodziną. Istotą świąt jest dzielenie się miłością ze wszystkimi wokół. Towarzysząc innym w tej grupie czuję się jak we własnym domu. Wokół wypełnia mnie przyjazna atmosfera, a ludzie, którzy mnie otaczają sprawiają, że z nimi życie nabiera zupełnie innego kolorytu, gdy szara barwa życia zanika. Niczym człowiek błąkający się po wyboistych skałach nie potrafiący sprostać trudom swej wiecznej wędrówki. W życiu są jednak góry, które trzeba przejść, inaczej droga się urywa. A kto nam pomoże przez nie przejść jak nie przyjaciel? Jak ktoś na którego szczęściu nam wszystkim zależy? Widząc moją wspaniałą grupę spoglądam jakby na ogród wypełniony astrami, których korzeniem jest rodzina, łodygą przyjaźń, a kwiatem miłość. To wszystko tworzy jedną spójną całość, która nadaje barwę i piękno rzeczywistości. Wiem, że to ogród pełny kwiatów, które nigdy nie zwiędną. Bowiem o te kwiaty trzeba dbać, ale gdy mamy tak wspaniałych ogrodników jak my sami to nie ma żadnych obaw. Czy Ty zaś czytelniku odnalazłeś swój ogród wypełniony pięknem? Pamiętajmy, że nadszedł czas dzielenia się wokół miłością…
„Rodzina bierze swój początek w miłości, jaką Stwórca ogarnia stworzony świat” – Jan Paweł II
Krystian Mularz